Tak, miałem kiedyś dom, przestrzeń dokoła ciepłą,
Trochę narzędzi miałem, jak zwykle to bywa w biedzie.
Związany z tym wszystkim byłem niby korzenie z drzewem,
To wszystko razem było moim szczęśliwym dobytkiem.
Tak, miałem kiedyś dom, pokoik, kuchenkę małą.
Cicho mi w nich schodziły długo idące lata.
Miałem przyjaciół dużo, wszyscy mnie znali dokoła,
Mój dom był pełen gwaru, śpiewano wesołe piosenki.
Lecz przyszli tamci źli ludzie, okrutni przyszli ze śmiercią,
I domek mój, który miałem, który był moją własnością,
Który tak ciężkim trudem wznosiłem przez długie lata,
W przeciągu dnia mi rozbili — jest jeszcze tlący się popiół.
Przyszli, jakby to przyszła nieznana ciemna choroba,
Z domu mnie z żoną wygnali i dzieci musiały odejść.
I krążę odtąd bezdomny, jak ptak nad umarłym gniazdem.
I nie wiem, za co ta kara, nie znam wszystkiego przyczyny.
Tak, miałem kiedyś dom, już po nim zatarte wspomnienia.
Z uśmiechem patrzyli na dom mój, patrzyli na jego ruinę.
Znów szukam nowego domu, tak ciężko o nowy jest dom.
Nie wiem, gdzie będzie, i nie wiem, czy trwały będzie, czy zginie.
(Łagiewniki); maj 1941
przekład Zbigniew Jerzyna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz