Zatoka. Zachód słońca




Tam spłonął człowiek.

Fet



Twarz, w którą patrzę — niewyraźna, obca —

tylko zatoki i zachodu odblask

i niegasnący cień się jawi ojca,

niczym Kronsztadu nieznanego obraz

na widnokręgu: razem gdzieś i nigdzie.

A słońce chyli coraz niżej skronie.

Jak człowiek, co po tafli wodnej idzie,

blask sunie i nie spala się, nie tonie.

I fale świetlne wciąż po fali biegną,

wiecznie ślizgają się i wyślizgują.

I ani dobre, ani złe jest niebo,

złe ani dobre — gwiazd źrenice górą.

A mnie, gdy na to patrzę tu i teraz,

krzak gorejący się objawia z dala —

i to, co nie umarło, nie umiera,

pali się wielkim ogniem i nie spala.



Włodzimierz Britaniszski

przekład Wiktor Woroszylski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz