Ingela jest chuda i nigdy się nie śmieje,
Mężczyzna jest wysoki i nosi te same przygaszone kolory.
Ich akcenty można by spotkać wszędzie, wydają się bez zarzutu
I spędzają tu tylko miesiące zimowe.
Mają kamienny dom na skraju pola
Które spada ku skałom i spiżowemu morzu.
Ich cisza jest częścią ciszy o tej porze roku,
Jest tak ogromna, że ci samotnicy wydają się osaczeni
Przestrzenią pustego morza, posępnym popiskiwaniem
Mew usadowionych na kominie, oczekujących sztormu.
Siedzą na wiklinowych krzesłach na werandzie,
Czytając i słuchając muzyki z małego tranzystora.
Ich odosobnienie jest niemal widoczne:
Niebieskie światło na śniegu lub zsiadłe mleko pod gazą
Przywodzi na myśl to, co w nich tajemnicze.
Marynują śledzie, które on łapie, jedzą kiszoną kapustę,
A po południu kochają się na zimnym betonie ;
Amatorzy jogurtu, doceniają proste przyjemności.
Nocą w ich małych oknach płoną lampy naftowe
A w zwyczajnym kominku żarzy się sprasowany torf.
Łukowe lampy nowej rafinerii na cyplu
Odpowiadają ich światłom ; panuje czerń i poszum fal.
Są tak do siebie podobni, że nie muszą nic mówić, jak udręczone
Sieroty, które opanowały sztukę bolesnej intymności.
Tom Paulin
przekład Piotr Sommer
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz