Wazon ze schnącą w nim werbeną
Pękł pod wachlarzem czyjejś dłoni;
Choć lekko tak draśnięty jeno,
Że nawet skargi nie uronił.
Ale głębokie rozszczepienie,
Codziennie szerząc się pomału,
Zwycięsko, choć niepostrzeżenie
Obeszło cały krąg kryształu.
Uszła kroplami woda świeża,
Brak kwiatu treści, w niej ukrytej,
Niech nikt swym oczom nie dowierza:
Nie dotykajcie, wazon zbity.
I często też kochana ręka
Tak muśnie, że krwią serce spłynie,
A potem coraz głębiej pęka
I kwiat miłości jego ginie.
Wciąż całe dla ludzkiego oka,
Płacze, rosnącą czując ranę,
Co niewidoczna, lecz głęboka:
Nie tknijcie go — już jest strzaskane.
Sully Prudhomme
przekład Jan Opęchowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz