Prządka




Lilia..., neque nent



W błękicie okna prządka siedzi pochylona

Ogród za nią faluje w melodii i złocie.

Starego kołowrotka mruczeniem znużona,



Upoiła się niebem i palce w pieszczocie

Odpoczęły kądzieli, tak wątłe, umkliwej.

Zasnęła chyląc głowę jak w południe złocień.



Rozkwitły krzew i powiew tworzą źródło żywe,

Zawieszone w promieniach i chylące krużę

Z rosą i chłodem kwiatów na ogród leniwiej.



Łodyga, gdy wiatr na niej odpoczywa dłużej,

W nadaremnym ukłonie gwiezdną grację schyla,

Przed starym kołowrotkiem składa świetną różę.



Nić samotna się snuje z lekkością motyla...

Tajemniczo się splata, w śpiących palców ruchu,

Razem z przędzą cień kruchy i lekki jak chwila.



Sen się mota z anielskim lenistwem w podmuchu

Kwietnym i kądziel w słodkiej pieszczocie wrzeciona,

Ufna, wije się w palcach leciutkich jak z puchu.



Za gęstą ścianą kwiatów niebo wolno kona.

Prządka pierścieniem liści i światła objęta:

Więdnie zielone niebo. Ostatni krzak spłonął...



Twa siostra, wielka róża o uśmiechu świętej,

Tchnieniem czystym i wonnym nad twym czołem błądzi

Chmurnym. Myślisz, że mdlejesz... Oczy masz zamknięte.

Zgasłaś w błękicie okna, tam gdzie snułaś kądziel.




przekład Julian Rogoziński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz