Trzymała puchar w ręce wątłej, białej.
Jej usta jego brzegom się równały.
Krok lekki, pewny, jak krok stóp anielich:
Kropelki nawet nie uronił kielich.
Tak dzielna, silna była jego dłoń.
Siedział na koniu dzikim, okazałym
I ruchem ręki dokazał niedbałym,
Że drżąc stał pod nim poskromiony koń.
Jednakże kiedy jej dłonie dziewczęce
Ten puchar oddać miały w jego ręce,
Było to dla nich zbyt ciężkie, zbyt trudne.
Każde z nich bowiem tak ogromnie drżało:
Dłoń dłoni znaleźć nie mogła, a cudne,
Ciemne się wino na ziemię polało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz