Z wysokości




Dławi mnie dawne pożądanie

ciebie (nienasycone); znów

z nadmiaru wezbranego snu

wybiegasz roziskrzona; zanim



dogonię cię i gruba pręga

warkocza w dłoni mnie przekona,

że nie jest ledwie urojona

(i ty nie jesteś), już dosięga



w tym biegu ciebie i przewraca

na ciepły piasek miałkiej jawy

serce; sposobi się do sprawy

z tobą. Przyśpiesza. Cała praca



snu zmarnowana; tykotanie

tętna rozbija szyby snu,

zza których niewyraźnie znów

widzę Planetę: siebie na niej.



Bogusław Kierc

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz