Przystań na chwilę; wyłożę ci całą
Lekcję, miłości doktrynę zuchwałą.
Szliśmy we dwoje, a niepostrzeżenie
Rosły przed nami dwa wyniosłe cienie;
Od nas rzucone — zauważ — szły z nami.
Lecz odkąd słońce sięgnęło zenitu,
Depczemy po nich, od stóp aż do szczytu;
I cień się zapadł w ziemię pod stopami.
Kiedy więc rosła nasza młoda miłość,
Wiele pozorów i cieni ją kryło,
I trosk powszednich — teraz ich ubyło.
Miłość, gdy w trosce o pozory czynna,
Nie sięga miary, której sięgnąć winna.
Jeśli w zenicie jej nie osadzimy,
W przeciwną stronę dwa cienie rzucimy.
Jak tamte miały patrzących omamić,
Tak te, wlokąc się z tyłu za nami,
Wywiodą w pole nasze własne oczy.
Jeśli osłabnie lub nie znajdzie ciebie,
Ty mnie oszukasz, ja oszukam ciebie,
Ku zachodowi miłość się potoczy.
Cień ranny zmalał, znikł wreszcie i minie,
Cień przedwieczorny wydłuża się, płynie,
A dni są krótkie, kiedy miłość ginie.
Miłość bądź rośnie, bądź trwa w całej mocy;
O włos poniżej, jest początkiem nocy.
William Blake
przekład Jerzy S. Sito
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz