Dla André Gide'a
Stara wioska tonęła w różach
a ja szedłem najpierw w wielkim upale
a później w wielkim chłodzie
starych ścieżek gdzie liście butwiały.
Potem wzdłuż długiego zniszczonego muru
to był park a w nim wielkie drzewa
i poczułem zapach przeszłości
w tych wielkich drzewach i białych różach.
Chyba nikt tu już nie mieszkał w końcu
kiedyś w tym parku czytano pewnie wiersze
a teraz jakby było po deszczu
hebanowe drzewa lśniły w ostrym słońcu.
Kiedyś gromady dzieci musiały
bawić się w tym zacienionym parku.
Sprowadzano tu z dalekich krajów
czerwone rośliny o niebezpiecznych owocach.
Rodzice pokazując im te rośliny
mówili: ta nie jest dobra
bo trująca przybyła z Indii
a ta tutaj to belladonna.
I mówili jeszcze: to drzewo tutaj
pochodzi z Japonii gdzie przebywał wasz stryj
przywiózł je takie zupełnie malutkie
z listkami nie większymi od paznokcia.
I mówili jeszcze: pamiętamy ten dzień
kiedy stryj wrócił z podróży do Indii.
Przyjechał konno od strony wsi
w wielkim płaszczu i z bronią u siodła.
Było to pod wieczór, latem. Dziewczęta
biegły po parku gdzie były wielkie drzewa
czarne orzechy i białe róże
i w ciemnych altankach pełno chichotów.
Dzieci biegały wołając: to stryjek!
A on zsiadał z konia w wielkim kapeluszu
i w wielkim płaszczu. Jego matka
płakała: Synu, jaki Pan Bóg dobry!
On opowiadał: w drodze złapała nas burza,
o mały włos zabrakłoby nam wody pitnej.
A stara matka całowała go w głowę
mówiąc mu: syneczku żyjesz, nie umarłeś.
Ale teraz gdzie jest ta rodzina?
Czy istniała kiedyś? Czy istniała?
Teraz są już tylko błyszczące liście
na drzewach dziwnych, jakby zatrutych.
I wszystko zasypia w wielkim upale.
Czarne orzechy pełne wielkiego chłodu.
Chyba nikt tu już nie mieszka w końcu.
Hebanowe drzewa lśnią w ostrym słońcu.
przekład Jerzy Lisowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz