1
Jak cicho — nasze konie
W cień odeszły, a nasze matki —
Za swoimi wędrownymi ogrodami.
Kuliki na morenach kotlin
Przepowiadają koniec czasu,
Zgubny kres paradoksu.
Ale westchnienia wzgardzonych kochanków
Płyną z nieszczęsnej strefy zachłanności
Gdzie nie ma dla nich miejsca,
A piegowaty sierota, co na stawie
Puszcza kaczki,
Przystaje szukając kamieni
I marzy, że jest statkiem parowym,
Albo Lugalzaggisim-butnym
Tyranem Ummy i Ereku.
2
Światła suną
Po kopułach wzgórz,
Gdzie mnisi
Wstają po ciemku.
Chociaż wulkany
Pomrukują wściekle
Na świat zielony
Oni w klasztorach swoich
Tkwią tłumacząc
Wizje na
Wulgarny lingo
Zbrojnych miast
Gdzie oblubienice
Wchodzą przez wielkie bramy,
A szubienice
Kołyszą kości zbrodniarzy.
3
Pochyleni pielgrzymi
O surowych twarzach
Sapiąc na strome pną się stoki
W ogromnych kapeluszach.
Biegnę krzycząc
W przeciwnym kierunku —
W rozpiętej koszuli
I z brzęczącą gitarą.
przekład Anda Knight
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz